Nie pisałam, bo pisałam

 

Rok 1950. W marcu Związek Radziecki poinformował świat, że ma bombę atomową, w czerwcu wybuchła wojna koreańska. W Polsce panuje Bierut, nadal trwają walki z „bandami podziemia”, coraz więcej jest procesów politycznych, wprowadzono nakaz pracy, plan 6-letni, wymianę pieniędzy i zakaz posiadania złota i dewiz. Ministerstwo Rolnictwa ogłosiło, że samoloty amerykańskie zrzuciły przy polskiej granicy stonkę ziemniaczaną, która rozpełzła się po całym kraju.

Rok 1951. Na poligonie w Nevadzie przeprowadzono pierwsze próbne wybuchy jądrowe. Ethel i Julius Rosenbergowie zostali skazani na śmierć za przekazanie Związkowi Radzieckiemu tajemnic dotyczących broni atomowej i dwa lata później straceni w więzieniu Sing Sing. W Warszawie odsłonięto pomnik Feliksa Dzierżyńskiego. Wyrokami dożywocia zakończył się pokazowy proces generałów Stanisława Tatara, Jerzego Kirchmayera, Stefana Mossora i Franciszka Hermana, oskarżonych o szpiegostwo na podstawie sfingowanych dowodów. Wydaje się, że Stalin będzie żył wiecznie.

W takim właśnie świecie muszą sobie radzić cztery kobiety: Olga, Elżbieta, Klementyna i Eleonora. Każda z nich ma inną historię, inne marzenia i plany, inny sposób na przetrwanie. Łączą je wspólnie spędzone ostatnie przedwojenne wakacje oraz mężczyzna, który jest synem jednej z nich, mężem drugiej, kochankiem trzeciej i młodzieńczą miłością czwartej. Ale nie będzie lekko i romansowo.

Książka ukaże się w pierwszej połowie przyszłego roku w wydawnictwie Znak. Jeszcze nie wiem pod jakim tytułem. Pierwotnie miał on brzmieć „Pamiętasz tamto lato?”, wołałabym jednak „A w drodze będzie zimno”. Pożyjemy, zobaczymy 🙂

Dawno niczego nie napisałam na stronie, teraz więc duży fragment tej nowej książki.

***

OLGA

„Przemawiacie tak, jakbyście byli szefem wielkiego mocarstwa, a jesteście przywódcą słabej partii i słabego kraju, który my wyzwoliliśmy”.
(Józef Stalin w rozmowie z Władysławem Gomułką w 1945 roku)

Do pokoju o przybrudzonych ścianach, z wiszącą wysoko pod sufitem gołą żarówką, z taboretem dla więźnia, prostokątnym stołem i twardym krzesłem dla przesłuchującego, wpadł promień słońca.
„Wolni i niewolnicy. Dwa światy oddzielone tak ściśle, jak jasność i ciemność. Więzienie. Jedno z tych słów, które rzadko się słyszy i nad którymi człowiek się nie zastanawia. Nigdy nie wypełniłam go treścią, nawet gdy przed wojną przeczytałam, że w Berezie jedynym wyposażeniem celi było wiadro na nieczystości, ani gdy Maszka mi opowiadała, jak w więzieniu w Charkowie czekiści próbowali wiarę w nowy ustrój zaszczepić jej siłą i trzymali jej ręce we wrzątku, aż spod skóry wyszło krwawiące mięso”.
Za obitym metalową siatką oknem kołysały się liście klonu. Patrząc na nie, zapomniała na chwilę o tym, że więzienie to stanie godzinami twarzą do ściany, żeby człowiek poczuł się samotny, słaby i opuszczony, popychanie i bicie kluczami w drodze na przesłuchanie, spanie na betonie, w zaduchu, ciasnocie. Niegasnące światło raniące oczy. Obnażona fizjologia – jedzenie, trawienie i wypróżnianie się na oczach wszystkich. Pchły i wszy.
Szelest papierów ustał. Oficer śledczy podniósł głowę znad kartki. Był całkiem inny niż przysadzisty prostak, który przesłuchiwał ją wcześniej. Miał inteligentne ciemne oczy, szczupłą twarz, podgolone po żołniersku, lekko siwiejące na skroniach włosy. I jeszcze ani raz jej nie uderzył.
Od początku starała się sobie wyobrazić, że więzienie, a szczególnie pokój przesłuchań, to teatr. Musiała odegrać swoją rolę, od tego nie było ucieczki, lecz sposób gry zależał od niej. Dziś udało się jej przykuć uwagę śledczego do tego stopnia, że kilka razy się zapomniał i powiedział do niej „pani”.
– Przyznajesz się, że napisałaś ten list, to dlaczego zaprzeczasz, że szkalujesz w nim państwo polskie i rozpowszechniasz fałszywe wiadomości dotyczące naszej sytuacji społeczno-gospodarczej? Chyba sama widzisz, że to nielogiczne.
– Tak, napisałam ten list, ale każde słowo jest prawdą.
– Przyznaj się po dobroci. Dostaniesz pół roku obozu pracy i wrócisz do domu. – Wziął kartkę ze stołu i zaczął czytać. – „Kraków, szósty sierpnia tysiąc dziewięćset pięćdziesiątego pierwszego. Wniosek o rozpoznanie sprawy przed Komisją Specjalną. W dniu trzeciego sierpnia bieżącego roku przez Wojewódzki Urząd Bezpieczeństwa w Krakowie została aresztowana objęta niniejszym wnioskiem Olga Mężyńska, z domu Zacharenko, pochodzenie społeczne: arystokracja, podejrzana o rozpowszechnianie wrogiej propagandy. W toku przeprowadzonego śledztwa ustalono, że Olga Mężyńska, będąc wrogo ustosunkowana do obecnego ustroju państwa polskiego, chciała nawiązać korespondencyjne kontakty z osobą przebywającą za granicą, w kraju kapitalistycznym, Klementyną Zabierzeską, obywatelką polską zamieszkałą od tysiąc dziewięćset czterdziestego roku w Londynie, i napisała do niej list, w którym podała fałszywe wiadomości dotyczące sytuacji społeczno-gospodarczej w Polsce Ludowej. Poza tym w fałszywym świetle przedstawiła swoje warunki materialne i stosunki panujące w Polsce Ludowej i w ZSRR. Jak wynika z zeznań podejrzanej Olgi Mężyńskiej, jej wrogość do obecnego ustroju Polski Ludowej wynika z jej pochodzenia społecznego i wychowania (urodzona w tysiąc osiemset osiemdziesiątym roku w Petersburgu, obecnie Leningrad, jako córka księcia Aleksandra Nikołajewicza Zacharenki i hrabianki Marii Konstancji Struś) oraz z systematycznego słuchania wrogich audycji radiowych z państw kapitalistycznych. W wyżej przytoczony sposób podejrzana ułatwiła wrogim ośrodkom zagranicznym szerzenie propagandy wojennej wśród społeczeństwa polskiego, wyrządzając przez to szkodę interesom Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. Za okoliczności łagodzące w niniejszej sprawie należy uznać niekaralność oskarżonej oraz jej szczere przyznanie się w toku śledztwa do zarzucanych jej czynów”.
Odłożył kartkę na stół.
– Podpiszesz protokół z przyznaniem się do winy, sąd cię szybko osądzi i dostaniesz najwyżej pół roku obozu pracy, tyle co nic.
Olga przypomniała sobie radę towarzyszki z celi: „Niech się pani przyznaje tylko do tego, czego w żaden sposób nie może się pani wyprzeć”.
– Jestem niewinna.
– Niewinne to może być nowo narodzone dziecko, a i to zależy, z jakich rodziców. No już, podpisuj, mam ważniejsze rzeczy na głowie niż ta twoja sprawa.
Wiedziała, że nie wolno jej przeciągać struny. Mógł ją tu zatłuc jak psa, gdyby tylko przyszła mu ochota. Nie było żadnych świadków, nawet protokolanta.
– Napisałam list do Klementyny Zabierzeskiej, nie przeczę, podałam przecież na kopercie swoje prawdziwe nazwisko i adres. Słuchałam Londynu i Free Europe, ale to wszystko po to, żeby dowiedzieć się czegoś o synu. Mówiłam panu, że Teofil w czterdziestym roku uciekł przez zieloną granicę do polskiej armii we Francji i od tamtej pory nie dał znaku życia. Od Klementyny dowiedziałam się, że dotarł na Bliski Wschód.
– To znaczy ona pisała do ciebie z Londynu?
– Tak. Napisała do mnie raz, zaraz po wojnie, w sierpniu albo we wrześniu czterdziestego piątego roku.
– Tego listu nie ma w zabezpieczonym materiale dowodowym.
– Gdy jesienią czterdziestego szóstego roku wyrzucono mnie z domu, mogłam zabrać tylko trochę rzeczy. Wszystkie listy zostały we dworze, a potem je spalono.
Oficer sięgnął do leżących na stole papierów.
– „Charakterystyka podejrzanej Olgi Mężyńskiej” – przeczytał na głos. – „Sporządził…” Mniejsza o nazwisko. „Wyżej wymieniona jest »białą« Rosjanką. Urodziła się w Leningradzie. Matka, Polka, wcześnie ją odumarła. W rozmowach indywidualnych nieraz mówiła, że pochodzi od księcia Ruryka, że do jej rodziny należało pół Ukrainy i że poznała swojego przyszłego męża, Jana Mężyńskiego, na ślubie cara Mikołaja. W tych samych rozmowach wychwalała carat i Polskę sanacyjną, do której przyjechała z mężem w tysiąc osiemset dziewięćdziesiątym ósmym albo dziewiątym roku (pytani na okoliczność podają różne daty). Jej córka, mając osiemnaście lat, umarła na hiszpankę. Mąż poległ w dwudziestym roku w bitwie warszawskiej. Także ten fakt był dla niej powodem do poniżania Związku Radzieckiego. Syn Teofil na początku tysiąc dziewięćset czterdziestego roku uciekł do Francji, do reakcyjnej armii generała Sikorskiego. Po parcelacji majątku Olszynka w rozmowach indywidualnych starała się wpoić mieszkańcom przekonanie, że parcelacja była bezprawna, a także wpoić nienawiść do Polski Ludowej i innych krajów demokracji ludowej. Ponieważ majątek był resztówką o powierzchni czterdziestu dwóch hektarów, mogła pozostać na jego terenie. We dworze urządzono magazyn i mieszka w dawnym domu stajennego przy częściowo rozebranych stajniach. W rozmowach indywidualnych wychwala Amerykę i inne kraje kapitalistyczne, a także prawdopodobnie utrzymuje z nimi kontakt, znając język angielski, niemiecki i francuski. Paczek z zagranicy nie otrzymuje. Nie należy do żadnej organizacji społecznej ani nie przejawia żadnej działalności”.
Oficer milczał chwilę.
– Tylko ode mnie zależy, czy przekażę tę charakterystykę dalej – powiedział. – Już ona sama jest gotowym aktem oskarżenia.
– Aktem oskarżenia władz, które odebrały mi dom i ziemię, choć reformie rolnej podlegały majątki mające co najmniej pięćdziesiąt hektarów?
– Rozumiem, że wszystko się zgadza?
– Moje rodzinne miasto nazywało się Petersburg, a w tysiąc osiemset dziewięćdziesiątym ósmym roku, gdy przyjechałam z mężem do Olszynki, nie było ani sanacyjnej Polski, ani żadnej innej. Poza tym nie mam zwyczaju nikogo wychwalać ani poniżać. I na pewno nie chwaliłam się księciem Rurykiem. Jestem słaba z historii średniowiecznej.
– Dość tych żartów! – Oficer uderzył pięścią w stół.
Olga drgnęła. Rozgniewać go to było najgłupsze, co mogła zrobić.
– Ja nie żartuję, tylko się bronię – powiedziała cicho. – Przecież pan wie, że mam siedemdziesiąt jeden lat i w obozie nie przetrwam nawet miesiąca.
Żałowała, że nie ma na podorędziu łez. Nawet gdy robiła sceny zazdrości Jasiowi, nie potrafiła się rozpłakać, choć wiedziała, jaki był czuły na kobiece łzy.
– A więc słuchała pani zagranicznych stacji i napisała list tylko po to, żeby zdobyć wiadomości o synu? – spytał śledczy po długiej chwili.
– Tak.
– A ta ulotka o treści antypaństwowej? – Oficer wyjął z teczki wiersz napisany na maszynie na burej przebitce.

Kochajmy Rosję – rozkaz dla Polaków,
Bo jej zawdzięczamy niezniszczony Kraków
I takiż Lublin, w nim rząd nasz kochany
Wolą narodu na Kremlu wybrany.
Gdyby nie Rosja, całe nasze dzieje
Inne by zgoła przybrały koleje.
Ona wytycza nam kontury
Politycznego bytu i kultury.
Wszystko, co wielkie i co dla nas święte,
Wszak dzięki Rosji zostało poczęte.
Bez Rosji czyżby nam przeszło przez głowę
Zaśpiewać nasze hymny narodowe:
„Z dymem pożarów”, „Jeszcze nie zginęła”
Lub „Warszawiankę”? Bo to Rosji dzieła.
W Rosji się rodzą, bądźmy z sobą szczerzy,
Nasi wieszczowie, nasi bohaterzy.
Gdyby nie Rosja, czym byłby Kościuszko
Lub książę Józef? Spasibo, Matuszko!
No i ksiądz Marek, i Anhelli
Czy by bez Rosji kiedyś zasłynęli?
I przyznaj, gdyby nie Rosji chęć mocna i szczera,
Czy miałabyś, Polsko, swojego Grottgera?
Wreszcie Piłsudski, Wyspiański,
Karmieni piersią siostrzycy słowiańskiej.
Przecież tylokrotnie w tym życiowym wirze
Moskwa nam dała gościnę w Sybirze.
Gdzie się obrócisz, w którą spojrzysz stronę,
Wszędzie masz figury w Rosji ulepione.
I dziś mamy tej przyjaźni próbki,
Ślą nam Bieruty, Gomułki, Osóbki!
I czyż to już nie jest wprost szczytem wszystkiego,
Że nam na marszałka dano Żymierskiego?
Iluż podobnych Rosja nam daje,
Oczy łzami zachodzą, dech w piersi ustaje.
I czyż cię zachwyt, Polaku, nie bierze,
Widząc ducha Moskwy w naszym Pepeerze?
Rosja nam stworzy armię, co wystrzeli
Do tych faszystów Andersa, którzy by chcieli
Przekroczyć te nasze granice,
Gdzie płyną bogactwa wielkie krynice.
Taka rzeczywistość tylko dla nas, chłopy!
Kochajmy Rosję, liżmy Rosji stopy!!!

Olga, ile razy czytała ten wiersz, tyle razy śmiała się w głos. Nie spaliła go właśnie dlatego, że zawarta w nim ironia była odtrutką na absurd otaczającego ją świata.
– Pierwszy raz go widzę – powiedziała.
– Znaleziono go podczas rewizji.
– Nie wiem, czy to zaznaczono w protokole, ale ja nigdy nie zamykam drzwi na klucz. Włamano się do mnie dwukrotnie i żeby ocalić to, co z nich zostało, przestałam je zamykać. Każdy może wejść i podrzucić mi, co chce.
– Zgłosiłaś włamanie?
– Za pierwszym razem. Powiedziano mi wtedy, że takie osoby jak ja nie zasługują na ochronę ludowej milicji.
– Nie lubią cię we wsi – raczej stwierdził, niż spytał oficer. Wziął do ręki kilka kartek w kratkę i w linie, wyrwanych z zeszytu. – „Kupiła w gminnym sklepie papierosy Mocne i powiedziała, że ich nazwa pochodzi od słów »Moskwa okrada całą naszą Europę«”.
– To kłamstwo. Nie palę i nie kupuję papierosów.
– „Wyraża się wrogo w stosunku do obecnej rzeczywistości. W końcu miesiąca maja bieżącego roku opowiedziała taki kawał: Trzej mali chłopcy się przechwalają. Jeden mówi: Mój tatuś przyjechał z Ameryki i przywiózł mamie srebrnego lisa. Drugi mówi: Mój przyjechał z Anglii i przywiózł czarnego lisa. Trzeci na to: A mój ojciec przyjechał z Rosji i przywiózł mamie syfilisa. Nadmieniam, że mówiła to w formie złośliwej do ZSRR”.
– Nie lubię wulgarnych dowcipów.
– Nawet jeśli to dowcipy na temat Rosji?
– Przecież to moja ojczyzna.
Spojrzała mu w oczy i w nagłym przebłysku zrozumiała, że on z jakiegoś powodu jest jej ciekaw i że grzeszyła pychą, myśląc, że styl tego przesłuchania, innego niż wszystkie dotychczasowe, zawdzięcza własnej przemyślności.
– No to niech mi pani powie, co myśli o swojej ojczyźnie.
„Pani”! Postanowiła zaryzykować i odrzekła szczerze:
Strana rabow, strana gospod.
– Ojczyzna niewolników, ojczyzna panów… To słowa Lermontowa, nie twoje.
– Czyta pan… – Urwała. Jego poprzednik kilka razy boleśnie jej uświadomił, kto tu jest od zadawania pytań.
Uśmiech błysnął w jego oczach.
Lisz w legkom czełnokie iskusstwa ot skuki mira upływiosz.
– To Błok, prawda? – Nie mogła sobie przypomnieć tytułu. O czym był ten wiersz? Coś o smutku, florenckim skwarze w porze sjesty, cichym kościele, mdlejących w upale kwiatach…
Spojrzała na liście klonu za oknem. Tam było lato, dzieci grały w piłkę, ludzie chodzili po ulicach, jakby ich nie dotyczyła ani polityka, ani historia…
„Tylko w lekkiej łódeczce sztuki umkniesz od nudy świata”. Czemu zacytował wiersz, który Błok napisał we Włoszech na długo przed rewolucją? Chciał jej dać jakiś znak? Może głos Lorci, który usłyszała w pierwszy dzień po aresztowaniu, nie był urojeniem? Może…
– No to porozmawialiśmy sobie o poezji, a teraz powiedz coś własnymi słowami.
Z trudem oderwała wzrok od liści za oknem.
– Czasem myślę, że Rosja jest jak trojka.
– Trojka? Masz na myśli Stalina, Lenina i Marksa?
– Zwykłą trojkę zaprzężoną do sań. Na obrazach wspaniałe rumaki galopują przez bezkresną równinę, malowniczo odginając łby. Prawdziwe są tam tylko rosyjskie przestrzenie, śnieg i bujne końskie grzywy. Kto choć raz widział trojkę, wie, że zaletą tych wiackich koników nie jest uroda, tylko wytrzymałość. Na płótnie nie widać bólu ani strachu, których musiały zaznać, by się nauczyć tak zgodnie mknąć przez śniegi: żeby środkowy kłusował, a boczne galopowały: ten po lewej zawsze z prawej nogi, drugi zawsze z lewej…
– Do czego zmierzasz? Nie mam całego dnia – przerwał jej śledczy.
– Do tego, że Rosja inaczej wygląda z daleka, inaczej z bliska. Z daleka może wydawać się piękna, z bliska jest brutalna.
– Pozostaje się cieszyć, że odeszła w przeszłość i że Związek Radziecki nie ma z nią nic wspólnego.
„Wszystko jest jak dawniej – pomyślała Olga. – Tylko sto razy gorzej”.

Jeden komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.