Czy jeszcze ktoś robi zapasy na zimę? Smaży dżemy, powidła i konfitury, gotuje kompoty, kisi ogórki i kapustę? Chętnie bym to robiła, bo jest w tych czynnościach coś uspokajającego. Nie tylko dlatego, że są dość monotonne – w podświadomy sposób przeganiają także atawistyczne widmo głodu.
Może kiedyś zdobędę się na kupienie beczki i potem kiszenie kapusty. Przed laty nauczyłam się ją kisić w słoikach. Żadna kupna kapusta, nawet z Charsznicy, do niej się nie umywa.
Mogłabym robić marmoladę z jabłek, gdyby na mojej jabłonce było choć jedno. Jeszcze nie owocowała, ale wybaczam jej wszystko, bo cudownie kwitnie na wiosnę.
W tym roku było za to mnóstwo malin. Zapobiegliwy Pan Sąsiad, który – jak mówi – w kupionej od Ruskich maszynie kiedyś przerabiał cukier i śliwki na ogólnie znane środki psychoaktywne, dziś pędzi w niej sok malinowy. „Cóż, lata robią swoje” – wzdycha, dając mi w prezencie butelkę soku. Ja swoje maliny jem bez przerabiania i zrywałam je jeszcze w październiku.
Były też jak zwykle dyniowe prezenty od Pani Sąsiadki, był niezwykły wysyp grzybów.
Ogródek, który mam od dwóch lat, w tym roku zakwitł. Nawet gladiole, które sadziłam bez przekonania, bo nie należą do moich ulubionych kwiatów, i niezbyt się przykładałam do ich pielęgnacji, zachwyciły mnie kolorami.
A co to dopiero będzie na wiosnę! Posadziłam chyba ze dwieście cebulek – krokusy, tulipany, żonkile, narcyzy, szafirki, cebulice, anemony, pełniki, zimowity. Zimowity już zakwitły! Skąd wiedzą, że ich pora to jesień, choć dopiero co znalazły się w ziemi?
Zrobiłam porządki w ogródku, zerwałam ostatnie nagietki, resztkę roszponki. Zielona pietruszka, zamrożona w słoiczkach i w pęczkach, czeka na zimowe zupy.
Przenoszę do pokoju, w którym pracuję, kwitnące zimą kwiatki, bo nie mam stąd widoku na frontowy kwietnik, na którym ciągle kwitną róże, anemony i lawenda.
Trzeba sobie robić przyjemności, nie tylko dlatego, że mamy dziś Dzień Życzliwości. Ja, zgodnie z radami psychologów, zaczynam od siebie. Właściwie zaczęłam ten dzień świętować już wczoraj. Wieczorem naszła mnie ochota na placki ziemniaczane. Szast-prast, cebulka przysmażona, trzy ziemniaki utarte. Bądźmy dla siebie dobrzy!