Każdy z nas się kiedyś spina,
by spacerkiem pójść do kina,
bo do kina, tak się składa,
czasem wybrać się wypada!
Otrzeć się o wielki świat,
być z kulturą za pan brat!
Oj, byłoby przykro,
gdyby nie istniało Mikro,
przykro, przykro,
oj, jak przykro byłoby nam!
(fragment piosenki na 10-lecie kina Mikro, słowa: Maurycy Polaski)
Od zawsze lubiłam kino. Pamiętam, jak po mszy u Dominikanów mój ukochany dziadek zabierał mnie i moją siostrę na poranek do Miniaturki, maleńkiego kina w kamienicy na Franciszkańskiej, gdzie potem mieściła się miejska biblioteka, teraz przeniesiona na Rajską. Pamiętam, jak stałam w gigantycznej kolejce do Melodii (kto pamięta, gdzie było to kino?) po bilety na Krzyżaków – gdy doszłam do kasy, były już wolne tylko miejsca w pierwszym rzędzie, ale bilety i tak kupiłam. Byłam bardzo rozżalona, kiedy mama kazała mi je zwrócić.
Nigdy nie zapomnę pierwszych wypraw do Sztuki, mojego ulubionego kina, które teraz
z kina studyjnego stało się zwykłym, komercyjnym. Kiedyś do Sztuki można było iść
w ciemno – każdy film, który tam wyświetlano, był dobry. Pamiętam, jak mi biło serce, gdy po raz pierwszy, mając czternaście czy piętnaście lat, szłam sama na film od lat szesnastu – Umrzeć z miłości. Wyglądałam wtedy okropnie dziecinnie i oczywiście bileter poprosił
o legitymację szkolną. Poinstruowana wcześniej przez koleżankę, szybko powiedziałam: „Proszę program”. Bileterzy mieli procent od sprzedanych programów (małych, burych książeczek z opisem repertuaru i niewyraźnymi zdjęciami), które mało kto kupował. Udało się! Wpuścił mnie. Do dziś pamiętam ten piękny film o romansie ucznia i nauczycielki. Nigdy jednak nie odważyłabym się go obejrzeć teraz, bo mam w pamięci zawód, jaki mi sprawił Diabeł morski. Obejrzałam go na koloniach jako ośmio-, dziewięciolatka i długo byłam pod wrażeniem historii o chłopcu, który miał i płuca, i skrzela i mógł żyć w oceanie, tak samo jak na lądzie. Jakiś czas temu kupiłam sobie CD z tym filmem i po prostu go nie poznałam. Gdzie rekin, którego chłopiec pokonał i który kiedyś tak mnie przestraszył?
Toż to nędzna podróbka. Gdzie piękno podwodnego świata, gdzie lazur oczu bohaterki? Wszystko wyblakło, znikło.
Znikła Miniaturka i dawna Sztuka, i Warszawa, i Wolność, i Maskotka, i Iskierka, i Chemik, i Apollo, i Wanda, i Uciecha. Już się bałam, że mulipleksy pożrą wszystko i że nie da się obejrzeć filmu inaczej, jak w oparach popcornu. Na szczęście ostatnio coś się zmienia –
w Krakowie powstają nowe kina studyjne: Agrafka, Kika, Paradoks.
No i oczywiście mamy Mikro.
W narożnej kamienicy przy ulicy Lea 5 z początku działało kino milicyjne. Zupełnie go nie pamiętam i nigdy w nim nie byłam. Ale od początku, gdy tylko powstało (w 1984 roku), chodzę do Mikro.
Prowadzi do niego od placu Inwalidów ocieniona drzewami alejka przecinająca park Krakowski. Wiosną jest tu niebiesko od kwiatków.
Jeszcze kawałeczek ulicą Lea i jesteśmy na miejscu.
Mamy do wyboru dwie sale: dużą, na 121 miejsc, z ekranem perełkowym i najnowszą aparaturą projekcyjną, oraz małą – Mikroffalę, na 14 osób, z kanapami, fotelami i pufami.
Z Mikroffalą wiąże się romantyczna historia: podobno co jakiś czas przychodzi do kina pewien dystyngowany pan, wykupuje wszystkie bilety na seans, a potem przychodzi
z równie dystyngowaną panią i oglądają film we dwoje.
Bilety do Mikro są nieporównanie tańsze niż w multipleksach: seniorzy płacą 10 złotych, dorośli od 13 do 18, a centusie mogą przychodzić na seanse w poniedziałki, bo wtedy wszystkie bilety są po 10 złotych.
Bardzo lubię Mikro. Ma ciekawy repertuar, kameralne sale, nie ma baru z popcornem
i pepsi, ma za to punkt wymiany książek. Podoba mi się także to, że wyświetlanie reklam zajmuje kilka minut, a nie pół godziny, i że każdy seans zaczyna się starą czołówką i melodią Jak długo na Wawelu.
Kto dziś pamięta koników, którzy handlowali biletami przed kinem (kosztowały u nich dwa albo trzy razy więcej), albo Konfrontacje – przegląd kina światowego, często filmów, które
z różnych względów nie wchodziły potem na ekrany. Po karnety na Konfrontacje stało się
w kolejce wiele godzin. Te czasy na szczęście minęły i dziś wyjście do kina jest czystą przyjemnością. Cieszmy się dobrymi filmami i kochajmy małe kina!