Dawno minęły lata, gdy ludzie bali się szczelin czasu i miejsc: północy i południa albo rozstajów dróg. I choć mało kto pamięta o południcach – złośliwych demonach o żelaznych zębach, polujących na ludzi w samo południe, to jednak do dziś północ to godzina duchów
i nadal nie buduje się domów na rozstajach. Pamiątką po dawnych lękach (i oczywiście przejawem pobożności) są przydrożne kapliczki i krzyże.
Szczególnie piękne są kapliczki, do których można wejść, takie jak ta w Starym Rybiu:
Kapliczki małe i duże, ładne i mniej ładne, na drzewach, na domach – niech trwają.
Nigdy nie spotkałam się z kapliczką zbudowaną na nowym osiedlu, ale w starej części Krakowa jest ich wiele.
Do moich ulubionych należy ta w parku Krakowskim:
Park Jordana, dużo większy niż Krakowski, też ma swoje kapliczki, tyle że świeckie.
Te stare pięknie wpisują się w otoczenie,
gorzej jest z nowymi.
Jeszcze chwila i park Jordana będzie przypominał lapidarium, a nie park 🙁
Za pięćdziesiąt lat nowe rzeźby nabiorą patyny i może wtedy będą się podobać? Tak jak małe sklepiki, które kiedyś wydawały mi się okropne, a dziś, gdy znikają, wchodzę do nich niemal ze wzruszeniem: