Kiedyś w dniu 1 Maja cały Kraków był we flagach – czerwonych i biało-czerwonych. Każdy właściciel domu miał obowiązek, pod groźbą mandatu, wywiesić flagę. Pamiętam szturmówki i transparenty oparte gdzieś o mur, porzucone po pochodzie, a czasem nawet w jego trakcie. Świętowaliśmy na rozkaz, dlatego kto mógł, bojkotował 1 Maja.
Potem służby porządkowe miały mnóstwo pracy – wszystkie dekoracje znikały jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki i już 2 maja miasto było szare jak zwykle, a flagi powiewały tylko na urzędach. Specjalne patrole milicyjne sprawdzały, czy gdzieś coś się nie ostało. Chodziło oczywiście o 3 Maja, o to, by nic nie przypominało o tym święcie. Byli jednak ludzie tacy jak mój Dziadek, którzy co roku, nie bacząc na zakazy, wywieszali flagę także 3 Maja. Dziadka co roku odwiedzał sam dzielnicowy i prosił, by flaga znikła, bo inaczej musi nałożyć mandat. Dziadek zawsze odmawiał, płacił mandat (podobno symboliczny, po starej znajomości).
Dziś na naszym domu powiewa biało-czerwona flaga, nikt nam nie dyktuje, kiedy mamy ją zdjąć. Potem wróci ukraińska – będzie wisiała do ukraińskiego zwycięstwa, mam nadzieję, że już niedługo.