Listopad nie należy do bardzo lubianych miesięcy. Właściwie dlaczego? Pewnie, że dzień krótszy, słońca mniej, daleko od wakacji i do świąt. Jednak obdarza nas tak pięknymi dniami, jak dzisiejszy, zmierzchy są cudne, a świeże orzechy najlepsze na świecie.
Kilka dni temu patrzyłam na niezwykły Księżyc, który był bardziej złoty, niż na moim zdjęciu, i przypominał dorodną dynię.
Dynia! Wspaniałe warzywo! Nie przychodzi mi na myśl żadne inne, które u nas rośnie i ma tak wszechstronne zastosowanie – z miąższu można zrobić zupę, drugie danie i deser, pestki są pyszne, a do tego zdrowe (co nie zawsze chodzi w parze), łupina – wiadomo, bez niej nie byłoby Halloween.
Przepis na zupę z dyni
W wysokim garnku zeszklić na maśle posiekany ząbek czosnku i małą drobno posiekaną cebulę, dodać obraną dynię pokrojoną w kostkę i lekko obsmażyć. Dodać trochę curry, wymieszać i dusić jeszcze 5–10 minut. Wlać rosół lub wywar z warzyw (litr na pół kilo dyni) i gotować do miękkości. Przestudzić, zmiksować i doprawić solą, białym pieprzem i ew. ostrą papryką.
Taką zupę najbardziej lubię bez żadnych dodatków, ale pasują do niej grzanki i groszek ptysiowy.
Z miąższu dyni można też zrobić placki. Robi się je tak samo jak ziemniaczane, tzn. dynię trzeba zetrzeć na tarce, dodać przesmażoną cebulę, trochę mąki ziemniaczanej, jajko, sól i pieprz i smażyć na gorącym oleju.
Przepisu na ciasto z dyni nie podam, choć bardzo je lubię. Nigdy go nie robiłam, bo moja córka piecze tak pyszne, że nawet mi nie przychodzi do głowy z nią konkurować.
Tak samo nie umiem wycinać dyni, ale i w tym celuje Kasia i dzięki niej nasz dom ma odpowiedni halloweenowy wygląd. Fajnie jest mieć córkę 🙂