Jestem taką narciarką, która zawsze się zatrzyma na stoku, by podziwiać widoki.
Ta słabość bywa nawet tematem żartów moich znajomych.
W zimowym pejzażu jest dziwny czar. Może dlatego, że śnieg skrywa szczegóły i krajobraz staje nam przed oczami w całej swej pełni.
Nagie gałęzie na tle zimowego nieba. Zagajniki jakby wyklejone z puchatych ptasich piór. Padający śnieg, który zaciera kontury.
Fotografia, szczególnie amatorska, nigdy w pełni nie oddaje piękna natury, bo spłaszcza krajobraz. Oglądamy zdjęcia zrobione przez znajomych i czasem musimy im wierzyć na słowo, że „tam jest tak pięknie”.
Lepszym środkiem wyrazu jest malarstwo – pewna istniejąca w nim przesada pozwala wierniej oddać pejzaż. Dobrym przykładem są obrazy Josepha M. Turnera. Jego Burza śnieżna – parowiec u wyjścia z portu to jeden wielki wir utworzony z fal, wiatru, śniegu
i dymu z komina parowca.
No i oczywiście obrazy Juliana Fałata, zwanego malarzem śniegu.
(Tego samego, o którym się mówi, że namalował 3 tysiące obrazów, z których do naszych czasów zachowało się 6 tysięcy).
Napatrzmy się na zimę, bo następna dopiero za rok 🙂
Ja też serdecznie Panią pozdrawiam
Ja… nie na temat;) Właśnie skończyłam czytanie „Wiosny w Różanach” i zapragnęłam poznać autorkę. Przyjemna lektura:)
Pozdrawiam:)
Bardzo przyjemnie jest patrzyć na zimowy krajobraz z okna ciepłego, przytulnego pokoju, trzymając w ręce filiżankę aromatycznego napoju ( kawy, herbaty lub ( i )lampkę koniaku – co kto lubi ), oderwawszy się na chwilę od lektury „Wiosny w Różanach”, która pozwala łagodniej przetrwać chłody, zamiecie, pośniegowe błoto, lodowaty wiatr, przenikajacą do szpiku kości wilgoć, bure niebo i ciemności 18 godz./dobę… Niech przyjdzie WIOSNA jak najprędzej, a Pani Zimie już dziękujemy.