U Krysi, naszej sąsiadki, nocowała Ukrainka, matka jej znajomego, który jest masażystą i od kilku lat pracuje w Polsce. Rano Krysia weszła do kuchni i zobaczyła, że kobieta stoi przy oknie i płacze. Płakała ze wzruszenia, patrząc na wywieszoną na naszym domu ukraińską flagę.
Symbole mają moc. Mijamy obojętnie pomniki, herby, flagi, czasem jednak w szczególnej chwili, w szczególnym miejscu chwytają nas za serce.
Ukraińcy bohatersko walczą, i to także za nas. Musimy im pomagać choćby z egoistycznych pobudek – żeby wojna nie przyszła do nas. Państwo, jak się okazuje, jest w tej sytuacji bezradne i bierne. Kościół nie daje przykładu – nie otwiera dla uchodźców pustych seminariów, pałaców biskupich, wielkich plebanii, domów parafialnych (władze kościelne podały wczoraj, że parafie – w tym także parafianie za pośrednictwem Kościoła – przyjęły 22 tysiące uchodźców; parafii jest w Polsce 10 356, więc na jedną przypada mniej więcej dwóch uchodźców). Na krakowskim Dworcu Głównym, gdzie z pociągów i autobusów wysiadają zmęczone kobiety i płaczące dzieci, często bez żadnego bagażu albo z jedną reklamówką, nie widziałam urzędników miejskich, księży ani zakonnic, są tylko wolontariusze z pospolitego ruszenia i strażacy.
Nie zapominajmy, jak świat nam pomagał w latach osiemdziesiątych, po ogłoszeniu stanu wojennego. O aptece na Czarnowiejskiej, gdzie za darmo można było dostać lekarstwa przysyłane z Zachodu. O paczkach z czekoladą i pomarańczami. O niemieckich, szwedzkich, holenderskich i francuskich tirach z odżywkami dla dzieci.
Każdy może coś zrobić. Liczy się każdy gest. Można wywiesić na domu, w oknie, na balkonie ukraińską flagę. Napisać do krewnych i znajomych w dalekich krajach o tej wojnie i cierpieniu uciekających przed nią ludzi. Przekazać jeden procent podatku z PIT na sensowną organizację pomocową. W sklepie włożyć coś do kosza z darami. Kupić pluszowego misia i dać ukraińskiemu dziecku. Przyjąć uchodźców pod swój dach. Pójść na antywojenną demonstrację. Przetłumaczyć kilka słów na ukraiński, podejść do wojennych uchodźców i powiedzieć, że im współczujemy i podziwiamy ich. Zrobić paczkę i zanieść do punktu, gdzie zbierane są dary. Upiec ciasto, pójść na dworzec i poczęstować przybyszów z Ukrainy.
A przy wszystkich tych działaniach wyobrażajmy sobie, że to my jesteśmy tymi uchodźcami, że to my uciekliśmy przed wojną, i traktujmy Ukraińców tak, jakbyśmy chcieli, żeby w identycznej sytuacji potraktowali nas sąsiedzi – Niemcy, Czesi, Słowacy.