Kochany Języku Polski!
W dniu Twojego święta życzę Ci zdrowia, szacunku i miłości ludzi oraz dalszego wspaniałego rozwoju.
Gdyby nie Ty, o ileż uboższe byłoby moje życie! Muszę Ci wyznać, że Cię uwielbiam i podziwiam z całego serca. Kto tak jak Ty potrafi pogodzić dżinsy ze szmizetką, media z kukuruźnikiem, miglanca z ziomalem!
Czy wiesz, że jesteś dla mnie jak wspaniały dom z ogrodem? W tym domu jest salon, gdzie używa się tylko pięknych słów, gabinet, w którym się pisze uczonym językiem, sypialnia, gdzie wymyśla się nowe słowa, bo – wybacz, że Ci to wypominam przy Twoim święcie – w pewnych dziedzinach jesteś skromniej rozwinięty, kuchnia, w której czasem zetrze się na tarce palec albo uderzy tłuczkiem nie tam, gdzie trzeba, i słychać „do diabła!” albo nawet „cholera jasna!”, i w końcu strych, na którym leżą słowa zapomniane, przykryte kurzem, które czasem się znajduje, podnosi do światła, zachwyca się i zabiera, żeby się nimi cieszyć.
A w ogrodzie na grządkach kiełkują słowa nowe, starannie dobrane i pielęgnowane, takie jak „zwolnienie monitorowane” i „podomka”, w kątach zaś bujnie się krzewią rozmaite slangi, języki zawodowe i wulgaryzmy, nic sobie nierobiące z ogrodnika, który próbuje je przycinać albo nawet trzebić.
Choć na Uniwersytecie uczono mnie czegoś innego, głęboko wierzę, że jesteś nam dany przez Boga. Ludzie nie umieliby stworzyć czegoś tak naturalnie pięknego – takich słów, jak heca, kredens, ancymonek, szadź. Lubię je i mam zamiar przekazać je wnukom.
Jestem redaktorką, ale nie z tych bezlitosnych, które przycinają Cię do literackiej nijakości. Lubię długie zdania, czas zaprzeszły, rzadkie słowa i niecodzienne skojarzenia. Zgadzam się na powtórzenia, choć Ty trudno je znosisz. Oboje przecież wiemy, że czasem są niezbędne, prawda? Lubię także słowa nowe i sekretne języki domowe. Pamiętasz „hecny kolor”, „z chętnością” i „weź się w garść”, które należą do tajemnego języka mojego domu?
Kocham Cię za o z kreską, erzet i żet, za wszystkie znaki diakrytyczne, i przepraszam, że gdy piszę SMS, to z lenistwa ich nie używam. Od razu przychodzi mi na myśl niezbyt cenzuralne powiedzenie profesora Bralczyka, że to jednak różnica zrobić komuś łaskę albo zrobić mu laskę.
No właśnie, wulgaryzmy. Serdecznie Ci życzę, żeby ludzie częściej mówili: „ale heca!”, „ojejku!”, „do diaska!”, nawet „do stu tysięcy fur beczek!”. Czasem gdy jadę tramwajem, myślę, że współczesne babcie powinny kultywować stary zwyczaj szorowania mydłem języka wnucząt, którym wypsnęło się brzydkie słowo. Ja tak kiedyś będę robić, obiecuję.
Sztywny mi wyszedł ten list, ale przecież wiesz, że to z szacunku, jakim Cię darzę. Tak często mnie onieśmielasz! Słucham Cię i z zachwytu zapiera mi dech. Dziękuję Ci za to, że jesteś!
Z szacunkiem, podziwem i miłością
B.Z.