Wolałabym żyć w nudnym kraju, gdzie nie trzeba półmilionowych marszów. Ale żyję w Polsce. Nie mamy długiej tradycji demokratycznej, zapominamy, że o wartości trzeba dbać na co dzień i protestować przy pierwszym złamaniu zasad. „Polacy, nic się nie stało” i „jakoś to będzie” musi odejść do lamusa, bo się stało, bo się dzieje i będzie coraz gorzej.
Rządowe media podały, że na marszu było 100–150 tysięcy ludzi, wszyscy z marginesu, z wulgarnymi hasłami, albo z przymusu, bo podlegają partyjnej dyscyplinie. Można się z tego śmiać. Wyobraźmy sobie jednak, że PiS utrzyma się przy władzy i że za rok Tusk zwoła taki sam marsz.
„Inne wiadomości z kraju. Donald Tusk, ukrywający się od 183 dni, od chwili ucieczki z karetki więziennej (przypomnijmy, że ciosami karate bandycko zamordował wtedy pięciu strażników, którzy osierocili 24 dzieci), za pomocą nielegalnych ulotek i robionych przez wandali napisów na murach zwołał swoich zwolenników na marsz do stolicy. Mimo że nasz Ukochany Wódz, w trosce o zdrowie i życie mieszkańców Warszawy, natychmiast przesunął godzinę policyjną z 7.00 na 15.00, na placu Na Rozdrożu stawiło się w południe około 8–17 osób, które próbowały rozwinąć transparent z napisem: »***** ***«. Szybko się wyjaśniło, dlaczego transparent jest tak dziwaczny – wszyscy byli w stanie upojenia alkoholowego. Trwają przesłuchania aresztowanych. Na razie nie wiadomo, skąd wzięli tak deficytowe materiały, jak trzy metry płótna i farba, zapewne przemycili je z Niemiec. Nie udało się z nich także wydobyć adresu ich zbrodniczego niemieckiego mocodawcy. Nasze służby są jednak na jego tropie. Wkrótce zostanie złapany, sprawiedliwie osądzony i stracony”.
Już na peronie na Dworcu Głównym w Krakowie widać było, że ludzie wsiadający do pociągu jadą na marsz. Prawie każdy miał flagę, transparent albo jakiś napis na ubraniu. W pociągu nie było ani jednego wolnego miejsca.
Pierwsze, co zobaczyłam przed Dworcem Centralnym w Warszawie, to grupy ludzi idące z flagami. Wszyscy kierowali się w jedną stronę. Nie trzeba było mieć GPS ani planu miasta, wystarczyło dołączyć.
Po drodze były żarty, że to służby posłały przebranych za zwykłych ludzi narodowców i kazały im wyprowadzić przyjeżdżających z prowincji na manowce: „Chodźcie, pokażemy wam drogę”. „Ale czy to na pewno tędy?” „No pewnie, idziemy skrótem”.
Przechodząc koło jakiejś kawiarni, usłyszałam pytanie młodej kobiety jedzącej z koleżanką śniadanie przy wystawionym na chodnik stoliku: „Skąd ci ludzie? Stało się coś?”.
Na placu Na Rozdrożu w południe przemówił najpierw Donald Tusk, krótko i treściwie, potem Lech Wałęsa, potem Rafał Trzaskowski. Stojący obok mnie młodzi ludzie co jakiś czas wznosili okrzyk: „Na Pałac!”, wzbudzając salwy śmiechu. Oklaski, okrzyki i trąbki były ogłuszające. Energia aż parowała ze wszystkich.
Zanim ruszyła ta część placu, w której stałam, było już dobrze po pierwszej.
Szliśmy całą ulicą, chodnikami, alejkami Parku Ujazdowskiego, równoległymi ulicami. Młodzi i starzy, rodzice z dziećmi, dziadkowie z wnukami, ludzie o kulach, na wózkach. Z flagami i transparentami.
Na placu Trzech Krzyży podano informację, że na placu Na Rozdrożu ciągle jeszcze stoją ludzie czekający na włączenie się do marszu. Nic dziwnego – było nas pół miliona!
A na koniec na placu Zamkowym przemówił Donald Tusk:
(…) Dlaczego dzisiaj pół miliona Polek i Polaków wyszło na ulice? Bo czujemy, że od lat Polską rządzą ludzie, którzy nie potrafią kochać, którzy zakłamali słowo „solidarność” i którzy odbierają nam wolność każdego dnia, kawałek po kawałku.
Jesteśmy dzisiaj tu po to, żeby pokazać, że skoro pół miliona potrafiło wyjść na ulice i powiedzieć: jesteśmy razem, to nic nas nie podzieli, nikt nas nie zniszczy. (…) Ich wielką nadzieją był brak naszej nadziei, ich siłą była nasza bezsiła. Skończyło się. Dzisiaj cała Polska, my wszyscy widzimy, słyszymy „Jeszcze Polska nie zginęła”, idziemy do zwycięstwa, bo wiemy, że Polska znaczy miłość, solidarność i wolność. (…)
Karty wyborcze rozstrzygną, nie kamienie czy kule, jak bywało w naszej historii. Od was to zależy, naprawdę wszystko jest w waszych rękach. (…) nasze życie w Polsce od tych ośmiu lat jest takie smutne. Wiecie dlaczego? Bo rządzą nami ponurzy faceci z kompleksami, którzy nienawidzą kobiet, nienawidzą młodych ludzi, nie kochają dzieci, nie potrafią się śmiać z niczego, z siebie to już w ogóle.
Jak już powiedziałem, nie jesteśmy tutaj po to, żeby szukać między nami różnic. Wymieniłem te siedem powodów: Polska wolna, Polska uczciwa, bezpieczna, praworządna, samorządna, czysta i zielona, i europejska – wszyscy co do tego się zgadzamy. Ale zgódźmy się także co do tego – i właśnie tu nazwanie prawdy jest tak istotne – jeśli nie chcesz, żeby w Polsce każdego dnia łamano prawa obywatelskie i wolności obywatelskie, jesteś przeciwko temu, to jesteś przeciw PiS. Jeśli nie chcesz, żeby polskie kobiety były upokarzane, żeby polskim kobietom odbierano fundamentalne prawo, prawo do życia i bezpieczeństwa, jeśli jesteś przeciw tym, którzy polską kobietę upokarzają, to jesteś przeciw PiS. Jeśli jesteś przeciw korupcji, jeśli jesteś przeciw złodziejstwu, jeśli jesteś przeciw drożyźnie – to jesteś przeciw PiS. Jeśli jesteś przeciwko kłamstwu i cenzurze, pogardzie i nienawiści wylewającej się każdego dnia z tzw. publicznych mediów, to znaczy, że jesteś przeciwko PiS. (…)
Chcę tu przed wami dzisiaj złożyć naprawdę uroczyste solenne ślubowanie. Idziemy do tych wyborów po to, by zwyciężyć. Po to, by rozliczyć, po to, by naprawić ludzkie krzywdy, i po to, żeby w konsekwencji pojednać polskie rodziny.
Ślubuję wam – możecie to nazwać ślubowaniem Tuska, jeśli wam się to ślubowanie podoba – zwycięstwo, rozliczenie zła, zadośćuczynienie krzywdom ludzkim i pojednanie pomiędzy Polakami. To jest nasza strategia.
Kraków nie został w tyle, na Rynek przyszła masa ludzi, by pokazać solidarność z marszem warszawskim.