„Powoli, pomału, ale im więcej w czas, tem bardziej zacierają się dawne zwyczaje ludu naszego. – Comber, tłusty czwartek, ostatni wtorek, bachusy, były u nas dawniej dniami hulanki, pijatyki, hałasów ulicznych i.t.p., i ja pamiętam jeszcze mnóstwo pijaków, szczególniej bab pijanych, śpiewających i pląsających na rynku, w ulicach; a teraz (r. 1843) tego niemiłego widoku, dzięki Bogu, coraz mniej się spotyka”[1], pisał Ambroży Grabowski.
Tłusty czwartek mamy dziś i będą tylko pączki i chrust, bo babski comber utonął w pomroce dziejów. Potem przyjdą bachusy, w przyszłym tygodniu zaś ostatni wtorek, kiedyś zwany także diabelskim albo kusym wtorkiem, a dziś śledziówką.
Bachusy i ostatni wtorek wyznaczają koniec karnawału. „Karnawał, od carn-aval, mięsożerstwo, u nas pospolicie zapustem zwany. Ściśle biorąc, tylko 3 dni ostatnie przed Popielcem stanowią zapust, obszerniej – cały czas od Nowego Roku lub Trzech Króli aż do Popielca tak się nazywa”[2].
Mniej naukowo o zapustach, czyli bachusach, pisze Konstanty Krynicki: „Wszyscy hulają do upadłego i czasami zarywają i parę dni postu: przebierają się, dowcipkują, śpiewają, a chłopcy obchodzą domostwa po wsiach i zbierają datki. Uosobieniem ochoty jest Zapust, parobek, ubrany w kożuch odwrócony kudłami na zewnątrz, w papierowej czapce z wstążkami, a w ręku trzymający drewniany toporek z dzwonkiem”[3].
W Krakowskiem i w samym Krakowie Zapust często był ubrany w sukmanę, miał wąsy namalowane sadzą, długie włosy zrobione z lnu albo konopi, na nich „czapkę papierową, wąską a bardzo wysoką, u której wierzchu zaczepionych było i rozpuszczonych wiele wstążek długich z papieru kolorowego”[4]. Zawsze towarzyszyli mu muzykanci, a także Profesor mający przyczepione na głowie ośle uszy oraz Dziad w łachmanach, z różańcem z ziemniaków u pasa i wielkim drewnianym krzyżem na piersiach. Dziad w jednej ręce trzymał bat do opędzania się przed ulicznikami, w drugiej zaś wielki kosz na datki.
Gdy wchodzili do jakiegoś domu, Dziad pytał wielkim głosem: „Kto jesteś?”, a Zapust odpowiadał:
„Ja jestem Zapust, mantuański książę.
Przychodzę z dalekiego kraju,
gdzie psi ogonami szczekają,
ludzie gadają łokciami,
a jedzą uszami.
Słońce o zachodzie wschodzi,
a o wschodzie zachodzi,
a kurczę kokoszę rodzi,
każdy na opak gada,
a deszcz z ziemi do nieba pada”.
Potem Zapust przedstawiał swój orszak, nie szczędząc przytyków zwłaszcza Profesorowi, który nie zostawał mu dłużny, a gospodarze ze śmiechem wkładali im do kosza placki i kiełbasę.
W Krakowie, mieście królewskim, obok księcia Zapusta był jeszcze król Mięsopust – słomiana kukła, którą podczas szalonych zabaw włóczono po ulicach, a w końcu w kusy wtorek uroczyście ścinano jej głowę na Rynku.
Rynek był także miejscem odprawiania babskiego combra.
W tłusty czwartek krakowskie przekupki od rana okupowały szynkownie, a gdy już się odpowiednio uraczyły, zbierały się na Piasku, przed kościołem Karmelitów. Wszystkie były ubrane w worki albo suknie przewrócone na lewą stronę, a w rozczochranych włosach miały słomę, wióry i paski kolorowego papieru. Rozgrzane gorzałką i piwem wybierały spomiędzy siebie marszałka i przez Bramę Szewską ruszały gromadą do Rynku, niosąc comber – wielką słomianą kukłę wyobrażającą mężczyznę. W południe przejmowały władzę nad Krakowem i zaczynała się zabawa: baby rozbiegały się po Rynku i po okolicznych ulicach, łapiąc przechodzących mężczyzn. Kawalerów szarpały za włosy, „wprzęgały ich do kloca i kazały go ciągnąć za to, że wywinęli się od małżeńskich obowiązków, ściągały z nich futra i szuby, stroiły – na pośmiewisko – w słomiane wieńce, a nawet włóczyły po rynku, zmuszając do tańca i nieprzystojnych podskoków najpoważniejszych nawet mieszczan krakowskich”[5]. Podobno czasem krąg trzymających się za ręce i tańczących na Rynku był tak wielki, że otaczał całe Sukiennice. Można się było od tego wykupić, całując je po kolei i ofiarowując im suty datek. O północy, na znak dany przez marszałka, baby rzucały się na combra i rozrywały go na strzępy.
Po powstaniu krakowskim i inkorporacji Wolnego Miasta Krakowa do Austrii policja zakazała obchodzenia combra, zabroniła także organizowania orszaków mantuańskiego księcia Zapusta. „Obydwa te zwyczaje ustały po roku 1846, kiedy wprowadzono urządzenie policji austriackiej i miejsce dotychczasowych ochotników zajęli austriaccy urlopnicy, którzy nader surowo karcili wszelkie objawy pustoty i prześladowali dawne zwyczaje”[6].
Czy można się dziwić sztywnym urzędnikom ck Austrii, skoro szalone dni wprawiały w zdumienie nawet Turków? „Swawole karnawałowe dawały okazje kaznodziejom staropolskim do nazywania ich nie zapustami, ale »rozpustami«. Patrząc na te płoche zabawy, jeden z ambasadorów Solimana II, powróciwszy do Stambułu, rozpowiadał, że w pewnej porze roku chrześcijanie dostają wariacji i że dopiero jakiś proch sypany im potem w kościołach na głowy leczy takową”[7].
Z wybiciem północy rozpoczynającej środę popielcową nastawało panowanie śledzia i żuru – zaczynał się Wielki Post. Żeby ostudzić hulających, mówiono, że we wtorek zapustny za drzwiami karczmy stoi diabeł i spisuje wychodzących z niej po północy.
„Zeszła noc, a miedź święta woła do popiołu
od mięsa, od muzyki i hojnego stołu.
Jedni idą, zwiesiwszy do kościołów głowy (…),
ale drugich (a kto tak wiele policzy)
jeszcze skrzypki i dudy słyszeć na ulicy;
ci gonią dziewki, co je w kloce zaprzągają;
a one się nie barzo, widzę, ociągają,
ci chłopa w grochowiny ubrawszy prowadzą,
a do której gospody wprzód iść mają radzą”[8].
Bo karnawał nie tak łatwo daje za wygraną. Nawet stateczni krakowscy mieszczanie, którzy w kusy wtorek szli spać przed północą, a przez czterdzieści dni Wielkiego Postu przykładnie pościli, chcieli jeszcze trochę się pośmiać w środę popielcową. Stary popielcowy zwyczaj nazywanym klockiem, polegający na wieszaniu „jelit lub drewienek za plecami tych co zapust na ożenek nie użyli”[9], w Krakowie wyglądał tak: „W dniu Popielca chłopcy uliczni biegają i wieszają na szpilce z tyłu żydom, wieśniaczkom, służącym, kawałki drzewa, kości, skorupy jaj i.t.p. Niekiedy z domów umyślnie wyprawiają po jakiś sprawunek na miasto takiego, komu klocek przywieszono. Ten, nic nie wiedząc o zdradzie, idzie przez ulicę, a za nim wszyscy się śmieją”[10].
[Hipolit Lipiński, Targ na Rynku w Krakowie (Obchód środy popielcowej), Muzeum Narodowe w Krakowie]
Wojna karnawału z postem wcale się nie kończy w środę popielcową – trwa nieustannie w naszych duszach i ciałach.
[Pieter Bruegel, Wojna karnawału z postem]
„Niecodzienne zbiegowisko na śródmiejskim rynku,
W oknach, bramach i przy studni, w kościele i w szynku.
Straganiarzy, zakonników, błaznów i karzełków
Roi się pstrokate mrowie, roi się wśród zgiełku.
(…)
Oszalało miasto całe,
Nie wie starzec ni wyrostek,
Czy to post jest karnawałem,
Czy karnawał – postem!
Dosiadł stulitrowej beczki kapral kawalarzy,
Kałdun – tarczą, hełmem – rechot na rozlanej twarzy.
Zatknął na swej kopii upieczony łeb prosięcia,
Będzie żarcie, będzie picie, będzie łup do wzięcia.
Przeciw niemu – tron drewniany zaprzężony w księży,
A na tronie wychudzony tkwi apostoł postu.
Już przeprasza Pana Boga za to, że zwycięży,
A do ręki zamiast kopii wziął Piotrowe wiosło.
(…)
Siedzę w oknie, patrzę z góry, cały świat mam w oku,
Widzę, co kto kradnie, gubi, czego szuka w tłoku.
Zmierzchem pójdę do kościoła, wyspowiadam grzeszki,
Nocą przejdę się po rynku i pozbieram resztki.
Z nich karnawałowo-postną ucztą jak się patrzy
Uraduję bliski sercu ludek wasz żebraczy.
Żeby w waszym towarzystwie pojąć prawdę całą:
Dusza moja pragnie postu, ciało – karnawału!”[11]
(Ten artykuł napisałam w zeszłym roku dla portalu Love Kraków. Postanowiłam go tutaj przypomnieć, w nieco zmienionej wersji).
[1] Wspomnienia Ambrożego Grabowskiego, t. 1, Kraków 1909, s. 249.
[2] Zygmunt Gloger, Encyklopedia staropolska, hasło: Karnawał, http://literat.ug.edu.pl/~literat/glogers/index.htm.
[3] Konstanty Krynicki, Rys geografii Królestwa Polskiego, Warszawa 1887, http://cyfroteka.pl/ebooki/Rys_geografii_Krolestwa_Polskiego_1887__opracowanie_-ebook/p0401200i040.
[4] Wspomnienia Ambrożego Grabowskiego, dz. cyt., s. 250.
[5] Józef Łepkowski, Przegląd krakowskich tradycyj, legend, nabożeństw, zwyczajów, przysłów i właściwości, Kraków 1866, s. 39, http://www.pbi.edu.pl/book_reader.php?p=40657.
[6] Władysław Anczyc, Obrazy krakowskie, „Tygodnik Ilustrowany”, Warszawa 1862, t. V, s. 138.
[7] Zygmunt Gloger, dz. cyt.
[8] Kasper Miaskowski, Popielec, w: Rythmów Pawła Miaskowskiego część druga, Poznań 1855, s. 192.
[9] Józef Łepkowski, dz. cyt., s. 40.
[10] Wspomnienia Ambrożego Grabowskiego, dz. cyt., s. 252.
[11] Jacek Kaczmarski, Wojna postu z karnawałem.