„Willa Pod Jodłami” to pierwszy tom cyklu pod takimi właśnie tytułem – „Willa Pod Jodłami”. Akcja opowieści rozgrywa się w Zagórzu – podkrakowskiej wsi, do której przypadkiem trafia Jaga Barska. Marzyła o eleganckim domu letnim, do którego będzie zapraszać znajomych na imprezy, i gdy dostała spadek, bez namysłu kupiła dom zwany przez miejscowych Willą, a przez poprzednich właścicieli – domem Pod Jodłami. Rzeczywiście, zorganizowała kilka imprez, szybko jednak straciła zapał. Wieś ją nudziła, wścibscy sąsiedzi denerwowali.
Zanim jednak zdążyła sprzedać dom tak szybko, jak go kupiła, przewrotny los sprawił, że willa Pod Jodłami stała się jej jedynym dachem nad głową. Banalna historia – wróciła wcześniej z wyjazdu integracyjnego i zastała swego chłopaka w łóżku z inną.
Przeprowadzka na wieś była szokiem. Niecała godzina samochodem od Krakowa, a całkiem inny świat: inne otoczenie, inni ludzie, inne zwyczaje. Wszystko bez wyjątku irytujące. Skąd mogła wiedzieć, że los ma w zanadrzu następne niespodzianki – że dom kryje wiele tajemnic, bo jego poprzednia właścicielka była agentką przedwojennego wywiadu, że dzięki tej przeprowadzce pogodzi się z siostrą, z którą śmiertelnie się pokłóciła.
Niełatwo być siostrą. Niełatwo przeboleć zdradę. Niełatwo zaaklimatyzować się na wsi, gdy tak bardzo tęskni się za miastem i dawnym życiem.
Zostawcie wy mnie w spokoju –
Nie płaczę, nie płaczę przecie!
Dobrze mi w kącie pokoju.
Czego wy jeszcze chcecie?
Nie męczcie mnie już daremnie –
Nie płaczę przecie, nie szlocham!
Czego wy chcecie ode mnie? –
Kocham go! kocham! kocham!!
Bronisława Ostrowska „Zostawcie wy mnie w spokoju”…
Mela napisała do niej w środę: „Byliśmy w Wierchomli, chodziliśmy po górach. Co u ciebie? Jak Londyn?”.
„Nijak – pomyślała Jaga. – Nie ma takiego miasta Londyn”.
Nie odpisała.
W czwartek wieczorem zadzwonił telefon.
„Kamil!”
Ale to była Mela. Jaga nawet nie próbowała ukryć rozczarowania. Mówiła tak słabym głosem, że Mela się przestraszyła, chciała od razu wsiadać do auta i jechać do Zagórza.
„Starsza siostra, lekarka, z misją ratunkową. Boże, jakie to wspaniałe, jakie romantyczne” – myślała Jaga.
Wyobraziła sobie, że Mela rzeczywiście zaraz przyjeżdża i znajduje ją chorą i słabą, może nawet martwą… Ogarnął ją nagły żal nad sobą i w tej nieszczęsnej chwili zgodziła się, żeby Mela przyjechała w sobotę.
Nastawiła budzik na ósmą, wykąpała się, ubrała pierwszy raz od powrotu z Krakowa, wzięła z sieni jedną torbę i zataszczyła na górę. Dysząc ciężko, usiadła u szczytu schodów. Trudno, nie da rady, torby i walizki zostaną na dole. Mela je zobaczy i od razu zrozumie, na jakie dno spadła jej siostra. Malutkie mieszczańskie szczęście z Mateuszem wyda jej się rajem.
Usłyszała samochód, gdy myła spoconą twarz w łazience.
– Jesteśmy! – rozległo się przed domem.
„Niestety” – pomyślała Jaga.
Trzymając się poręczy, zeszła po schodach i zobaczyła, jak otwierają się drzwi z werandy do sieni i staje w nich Mateusz.
– Dzień dobry! – powiedział.
Ogarnął wzrokiem rząd toreb. A więc Jaga przeniosła się na wieś, okłamała Melę, pewnie nie była w żadnym Londynie. Co zrobiła z mieszkaniem na Ruczaju? Zostawiła Kamilowi?
Spojrzał na Jagę stojącą u stóp schodów, jedną ręką trzymającą się poręczy. Wyglądała jak półtora nieszczęścia. Nawet w niezbyt jasnej sieni widział jej podkrążone oczy, zapadnięte, blade policzki. Obie z Melą odziedziczyły po matce smukłą figurę, Jadze jednak niewiele brakowało do zagłodzonej anorektyczki.
Kątem oka zauważył, jak Mela wkłada rękę do kieszeni spodni i wyjmuje ją, już bez pierścionka. No tak, w takiej sytuacji nie wypada się chwalić zaręczynami.
– Cześć! – Mela podeszła do Jagi i uściskała ją. – Co to za pies koło bramy?
– Błąka się po okolicy. Może ktoś go przygarnie.
– Może ty?
– Oszalałaś. – Jaga wzruszyła ramionami. – Chodźcie do salonu. Tylko uprzedzam, że tam też jest bałagan.
– Upiekłam twoje ulubione ciasto z porzeczkami. – Mela udawała, że niczego nie zauważa.
– Ja też coś dla ciebie mam. – Mateusz przyłączył się do zabawy w nic nie widzę, nic nie słyszę. – Z pozdrowieniami z Chorwacji. – Podał jej torebkę z perfumami.
Jaga wzięła ją bez słowa i postawiła na schodach, nie zaglądając do środka. Ciągle trzymała się poręczy, jakby się bała, że bez tej podpory upadnie.
– Gdzie położyć ciasto? – spytał Mateusz.
– W kuchni. Napijecie się czegoś? – Jaga ruszyła przez sień, szurając nogami jak staruszka.
– Marzę o kawie – westchnął Mateusz.
– To ją zrób, dla nas też, i pokrój ciasto – powiedziała Mela.
– Rządzisz się jak u siebie. – Jaga spojrzała na nią niechętnie.
– Starsze siostry już takie są.
Zaraz za progiem salonu Jaga potknęła się o karton. Mela chwyciła ją za rękę.
– Zostaw mnie, nie jestem kaleką.
Doczłapała do fotela i usiadła z westchnieniem.
Mela zajęła drugi.
– Miałam wczoraj dyżur na izbie przyjęć w zastępstwie za kolegę – powiedziała. – Karetka przywiozła starszą panią z paskudnym złamaniem. Młody ratownik podaje mi papiery, mówi: „Pacjentka lat osiemdziesiąt pięć, niepełnosprawna, lewa noga krótsza o cztery centymetry po wypadku w dzieciństwie…”, a kobieta podnosi głowę na łóżku i przerywa mu: „Całe życie byłam kulawa, a teraz jestem niepełnosprawna? Jeszcze ktoś pomyśli, że na głowę, a ja wciąż kulawa jestem!”.
Z kuchni dobiegł śmiech Mateusza.
Jaga ani drgnęła, jakby w ogóle nie słuchała.
– Już nie jesteś obrażona? – spytała z drwiną w głosie. – Ostatnio powiedziałaś, że nie chcesz mnie znać.
Mela westchnęła w duchu. Miała nadzieję, że obędzie się bez wyjaśnień, bez wracania do tamtej przykrej sceny, ale widać nie. Może rzeczywiście lepiej załatwić to raz na zawsze.
– Jesteśmy siostrami… – zaczęła.
Jaga przewróciła oczami.
– Dobra. Byłam na ciebie wściekła i miałam powody. Przy wszystkich gościach powiedziałaś, że kupiłaś ten dom, bo dostałaś spadek, a ja nie dostałam nic, i że tata miał nosa, że nic mi nie zostawił, bo to ja go zabiłam.
– A nie tak było?
– Nie, i dobrze o tym wiesz.
– Umarł po awanturze…
– Właśnie – weszła jej w słowo Mela. – Umarł po awanturze z mamą, nie ze mną. Chyba nie myślisz, że to jej wina?
– Ale kłócili się o ciebie.
– I co z tego?
– Zawsze byłaś kością niezgody. Jak się kłócili, to o pieniądze albo o ciebie. Nie zastanawiało cię to? Co zrobiłaś? Musiałaś go jakoś zranić, zawieść. On był taki dobry!
„Tak, ale tylko dla ciebie” – pomyślała Mela.
– Był wspaniały. – Jaga pociągnęła nosem. – Ukarał cię kiedyś surowo albo niesprawiedliwie? A może uderzył?
– Nie. Po prostu mnie nie zauważał.
– No tak. Hrabianka Melania Barska musi być zawsze w centrum uwagi. Mama dobrze wybrała ci imię.
To był cios poniżej pasa. Jaga wiedziała, jak Mela cierpi, gdy ktoś kojarzył jej imię z Melanią Barską z „Trędowatej”.
– Przepraszam – mruknęła. – Ale przecież musiałaś się nad tym zastanawiać. Na pewno wiesz, czemu cię wydziedziczył. Co mu zrobiłaś? Nic ci nie powiedział?
– Nie. Nie miałam zielonego pojęcia, że spisał testament. Jaga, zakończmy sprawę tego spadku raz na zawsze: stało się, jak się stało, nie potrzebuję tych pieniędzy, w ogóle o nich nie myślę, nie mam zamiaru niczego się od ciebie domagać.
– Łaskawca! – mruknęła Jaga pod nosem. Nachyliła się w stronę Meli. – No i znowu dochodzimy do tego punktu co zawsze. Spadek. Ja dostałam, ty nie. A może jednak myślisz, że powinnam się podzielić? Może właśnie po to przyjechałaś?
– Wiesz, że nie.
– Wcale nie jestem taka pewna.