Droga do Różan mogłaby mieć inne ilustracje. Na przykład takie:
Krzysztof szybkim krokiem wszedł do domu. Pokonał schody kilkoma susami. Jednym szarpnięciem zdjął koszulę, aż prysnęły guziki. Wskoczył pod prysznic. Te naleweczki…
Ubrał się bardzo starannie, skropił perfumami. Wyglądał doskonale i wiedział o tym.
Tej nocy Zosia nie zmrużyła oka. Gdy Krzysztof zasnął, owinęła się kocem, usiadła na łóżku i patrzyła na niego.
Kupili pączki u Michałka na Krupniczej i Plantami wrócili na ulicę Piłsudskiego. Szli, rozmawiając i patrząc na błyszczący w słońcu, pokryty śniegiem Kopiec.
– Mam nadzieję, że pączki będą panu smakować – powiedziała Zosia. – Wygrały większość rankingów.
– Ranking pączków? – zdziwił się. – Kto go prowadzi? Cukiernicy?
– Dziennikarze z krakowskiego dodatku do „Gazety Wyborczej”. Oceniają pączki przed tłustym czwartkiem i potem to opisują.
– To chyba nudne?
– Skąd! Przyznam się, że czytam gazety od przypadku do przypadku, ale jeszcze nigdy nie przegapiłam tych relacji.
Widząc jego zdziwioną minę, dodała:
– Najzabawniejsze są oczywiście negatywne opinie, w stylu „to nie pączek, to bułka: tłusta, płaska, jakby na niej przysiadł zawodnik sumo”.
Roześmiał się głośno, więc ciągnęła dalej:
– Albo na przykład: „ciasto tak gliniaste, że bez problemu można z niego wykonać szachy więzienne”, albo: „pączek z różą o smaku poziomkowym, niewykluczone, że wydobytą z zapasów strategicznych Ludowego Wojska Polskiego”, albo: „duży bladawiec, idealny do zadawania ran tłuczonych”, albo: „dystrybutor przeterminowanego oleju do smażenia zrobił z tą cukiernią deal roku”. (…) Pamiętam też ulubioną recenzję mojego ojca: „wygląda niczym wymęczony but, którym Chruszczow walił w mównicę na forum ONZ”.