Inaczej smakuje śniadanie jedzone w łóżku, inaczej jedzone przy kuchennym stole, inaczej jedzone nad zlewem, a jeszcze inaczej jedzone w parku.
W zeszłym roku w parku Krakowskim można było zjeść śniadanie na trawie.
Wszystko, co dobre, szybko się kończy, i w tym roku Targi Śniadaniowe przeniesiono do budynku dawnego Dworca Głównego. Miejsce chyba lepsze dla sprzedawców, ale na pewno gorsze dla nas, spragnionych pikników i jedzenia pod gołym niebem.
Dlatego gdy tylko usłyszałam o nowym pomyśle – targu nazwanym nie wiadomo w jakim języku Art & Food Bazar, postanowiłam sprawdzić, czy dorównuje Targom Śniadaniowym.
Lubię Stary Kleparz, szczególnie teraz, gdy stragany są pełne chrupiących sałat, szparagów, botwinki i innych pyszności, jednak jako miejsce do zjedzenia śniadania przegrywa z parkiem w przedbiegach.
Art & Food Bazar zaczyna się o 10 i trwa do 18, więc raczej w porze drugiego śniadania, obiadu i podwieczorku. Są zatem kozie sery, ciasta, kawa, burgery, ale chleba, kanapek, wędlin, sałatek ani herbaty nie uświadczysz.
Skusiłyśmy się z moją córką na butter chicken, pakorę z cebuli i bretońskie naleśniki z mąki gryczanej z jajkiem, serem i szynką.
Pakora była niezła, butter chicken okropny – dwa kawałeczki gumowatego mięsa w sosie pomidorowym chyba z proszku. Ryż za to był dobrze ugotowany, a zielona pietruszka świeża i pachnąca. Choć nie uważam się za krakowskiego centusia, czułam, że przepłaciłam za jadalną część tego dania (9 zł za kilka łyżek ryżu i garstkę pietruszki).
We Francji byłam dawno temu, ale pamiętam, jak tam smakują naleśniki. No właśnie, smakują. Ten, choć wyglądał ciekawie (wyjąwszy sztuczną szynkę, wyjąwszy dosłownie zresztą, bo Kasia od razu ją wyskubała i wyrzuciła), był mdły. Łagodny ser i jajko sadzone to nie jest porywające połączenie.
Na pocieszenie kupiłyśmy sobie anchois na straganie z przysmakami z Portugalii i lemoniadę.
Potem stanęłyśmy w kolejce do stoiska z rybami i owocami morza. To jedno z dwóch najbardziej obleganych miejsc na targu.
Drugim takim miejscem jest stoisko Marka Kondrata z winami. Kieliszek szampana do śniadania to jest to!
Pani, która stała w kolejce przede mną, miała wielką ochotę spróbować wina, którym Marek Kondrat częstował.
„Wie pan, to różowe wygląda bardzo apetycznie”.
„Jest doskonałe. To z Gaskonii jest wytrawne, a to z winnicy spod Szczecina półwytrawne”.
„Tylko że ja przyjechałam samochodem”.
„To trzeba samochód sprzedać i za te pieniądze kupić dużo wina”.
Aha, zapomniałabym, byli także „lokalni artyśći” (jak napisano na plakacie). Kupiłam mojej córce kota w fioletową kratkę. Latem chce adoptować kotkę i poważnie się do tego przygotowuje.
Śniadanie na dworcu czy na placu targowym? Dlaczego znów mamy wybierać mniejsze zło? Bardzo proszę organizatorów Targów Śniadaniowych, by przenieśli je z powrotem do parku i zaprosili na nie Wina Wybrane Marka Kondrata oraz firmy śledziowo-ostrygowe.
Z szampańskim śniadaniem na trawie nic nie może się równać.